Podczas planowania podróży do Nicei jednogłośnie stwierdziłyśmy, że szkoda byłoby nie zobaczyć jeszcze jakiś innych miejsc będąc na Lazurowym Wybrzeżu. W trakcie ustalania naszej trasy, wybór padł na Monako, słynne Cannes oraz małe miasteczko Antibes.
Monako - Monte Carlo
Trafiłyśmy tam jeszcze tego samego dnia, w którym przyleciałyśmy do Francji. Kupiłyśmy bilety na dworcu w Nicei - kosztowały ok. 4€ (cena różni się od pory dnia i czasu trwania podróży, który i tak oscyluje w granicy 20 minut). Oszołomione ciekawym połączeniem nowoczesności i tradycji w architekturze tego miejsca naturalnie (bo niestety roaming w Monako nie działa - pobierzcie mapy google dla tego miejsca, jeżeli chcecie brać udziału we flanowaniu) znalazłyśmy się przed Casino de Monte-Carlo. Grać nie pograłyśmy, gdybyśmy zrobiły inaczej pewnie nasz wyjazd uległby szybkiemu skróceniu z powodu pustek w portfelach. Wnętrze wywarło na nas duże wrażenie, zdecydowanie czuć było powagę i bogactwo tego miejsca. Następnie udałyśmy się na tyły budynku, skąd roztacza się widok na morze oraz port. Lawirując między ścieżkami i chroniąc się w cieniu palm (pomimo końca września pogoda była bardziej niż dopisująca) dotarłyśmy do centrum handlowego. Nasz główny powód wizyty w tym miejscu nie był podyktowany chęcią zakupów, a raczej kolejnym wybitnie zaprojektowanym wnętrzem. Budynek bardziej przypomina pałac aniżeli miejsce handlu. Na sam koniec trafiłyśmy pod zabytkowy Hotel Hermitage - wybudowany podczas Belle Epoque z pomocą zdolności Gustawa Eiffla. Jest to jeden z droższych, o ile nie najdroższy, hotel spoglądający w stronę Morza Śródziemnego. W drodze powrotnej na dworzec napawałyśmy się wyjątkową aurą tego państwa-miasta wykreowaną przez modnie, ale klasycznie ubranych mieszkańców, kręte alejki oraz pierwszy dzień pobytu na Wybrzeżu.
1. Ogrody za Kasynem
2. Wnętrze Kasyna
Cannes
Drugi dzień naszego pobytu w Nicei rozpoczęłyśmy pysznym, francuskim śniadaniem w kawiarence Malongo mieszczącej się nieopodal naszego hotelu, a następnie udałyśmy się na dworzec. Na początek zatrzymałyśmy się w międzynarodowej stolicy filmu, trasa zajęła nam około 15 minut, a bilet wyniósł ok. 5 euro. Miasto już od samego początku zrobiło na nas ogromne wrażenie. Zwiedzanie rozpoczęłyśmy od wdrapania się na wzgórze, aby odwiedzić muzeum de la Castre znajdujące się w murach średniowiecznego zamku, który swojego czasu był własnością mnichów. Samo muzeum nie zrobiło na nas ogromnego wrażenia, ale zrekompensował to widok z wieży zamku, z której podziwiałyśmy panoramę miasta oraz część zatoki Napoule. Po obejrzeniu eksponatów i zrobieniu kilku zdjęć (a raczej kilkunastu) udałyśmy się na dalsze eksplorowanie miasta. Oczywiście, co to byłby za wyjazd do Francji bez tradycyjnych crepes, dlatego po drodze zatrzymałyśmy się w uroczej budce, niedaleko promenady na małą przekąskę. Wybór Dominiki padł na naleśniki z konfiturą, a ja zadowoliłam się schłodzonym, białym winem. Po krótkiej przerwie doszłyśmy do słynnego Pałacu Festiwalowego. Tak jak myślałyśmy - Palais des Festivals et des Congres jest naprawdę szkaradny i mocno odstaje od uroczej architektury miasta. Byłyśmy trochę zawiedzione, ponieważ nasze wyobrażenia o pałacu były trochę inne, ale myślałyśmy, że słynna Aleja Gwiazd nam to wynagrodzi i tu pojawia się kolejne zaskoczenie… Tak naprawdę, gdybyśmy nie spojrzały pod nogi raczej byśmy nie dostrzegły odcisków dłoni sławnych ludzi. Może jest ona niedokładnie oznaczona, a może to tłum turystów rozproszył naszą uwagę, jednak było to ciekawe doświadczenie móc zobaczyć dłonie naszych ulubionych aktorów. Na koniec zwiedzania trafiłyśmy na targ staroci, na którym każda z nas znalazła dla siebie jakiś drobiazg. Po południu wsiadłyśmy w pociąg, by przenieść się do Antibes i tutaj podróż pociągiem zajęła nam około 20 minut.
1. Na drodze do Muzeum de la Castre 2. Widok z punktu widokowego na tarasie muzeum 3. Targ staroci przy Promenadzie de la Pantiero
Antibes
Zwiedzanie dawnego greckiego Antipolis rozpoczęłyśmy od muzeum Picassa, gdzie miałyśmy okazję zobaczyć wiele bardzo ciekawych prac artysty. Dodatkową atrakcją była wystawa współczesnych malarzy tworzących w nurcie sztuki nowoczesnej. Po jej obejrzeniu zdecydowałyśmy nie odwiedzać fortu Carré, ponieważ do miasteczka dotarłyśmy późnym popołudniem i nasza doba nie pozwoliłaby nam na tak obszerne zwiedzanie. Kolejnym etapem naszej pieszej wycieczki był le Marché Provençal, czyli rynek Prowansalski, na którym sprzedawana są lokalne produkty, owoce morza, warzywa czy owoce. Przechadzając się po Starym Mieście trafiłyśmy na Bistrot de Jules zajmujące aż trzy narożne lokale. Restauracja przygotowywała specjały z miejscowych produktów. Obie wybrałyśmy carpaccio z 3 rodzajów pomidorów, które wspominamy do tej pory. Był to jeden z najprostszych, ale zarazem jeden z najpyszniejszych posiłków w naszym życiu. Jeśli będziecie w Antibes, koniecznie musicie tego spróbować! Na deser wybrałyśmy lody Amorino. Słyną ze swojego ciekawego kształtu przywodzącego na myśl płatki kwiatów (przepysznych swoją drogą), które starannie formuje sprzedawca. Kolejną atrakcją była przejażdżka diabelskim młynem, która sprawiła nam wiele radości, a przy okazji widok miasta z góry był fenomenalny! Zwiedzanie Antibes zakończyłyśmy spacerem wzdłuż przystani Miliarderów, w której cumują największe jachty, ponieważ jest to jedyne miejsce na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie mogą się one zmieścić. Myślę, że obie jesteśmy tego samego zdania - niektóre łodzie zrobiły na nas naprawdę piorunujące wrażenie. Tuż po zachodzie słońca stwierdziłyśmy, że najwyższy czas wracać do hotelu. Gdy dotarłyśmy do dworca, pojawił się mały problem, gdyż kasy z biletami były zamknięte, a większość automatów była nieczynna. Obie wpadłyśmy w małą panikę, bo nie wiedziałyśmy, jak uda nam się wrócić do Nicei. Jeden z nielicznych działających automatów odmawiał nam posłuszeństwa i tutaj miałyśmy ogromne szczęście, ponieważ podszedł do nas mężczyzna, który okazał się być Polakiem i pomógł nam kupić bilety (około 4 euro za jeden). Oczywiście serdecznie mu podziękowałyśmy za pomoc i migiem pobiegłyśmy na peron, ponieważ pociąg odjeżdżał za 2-3 minuty, a kolejny dopiero za 2 godziny! Zdyszane, ale uradowane zajęłyśmy miejsce i odetchnęłyśmy z ulgą, że jednak tej nocy nie będziemy musiały spędzić na dworcu. Po około 45 minutach dotarłyśmy do hotelu i tym oto sposobem zakończyłyśmy dzień pełen wrażeń!
1. Fragment Restauracji Bistrot de Jules 2. Kolejna francuska karuzela z diabelskim młynem w tle 3. Zatoka Miliarderów
Comentarios