Celem naszej październikowej podróży był Mediolan. Miasto z symbolami najwspanialszej architektury. Zarówno komercyjnej, jak i sakralnej. Centralnie położona starówka znacznie ułatwia zwiedzanie, do tego stopnia, że nawet nie myślałyśmy o korzystaniu z transportu miejskiego. Jednak to nie wpływało na skorzystanie z pociągów zabierających nas na nieco odleglejsze tereny. O tych krótkich, jednodniowych wypadach do Bergamo oraz Como możecie już przeczytać na naszym blogu w sekcji podróży po Europie.
Do Mediolanu najłatwiej dostać się jadąc bezpośrednim autobusem z lotniska w Bergamo. Jest to koszt 10 euro od osoby, ale podroż przebiega błyskawicznie. Nieco tańszą opcją jest dojazd do centrum Bergamo, o czym piszemy w tym poście. Wysiadając przy Milano Centrale, będącym głównym dworcem warto pomyśleć o noclegu nieco na południe od tego punktu, gdzie znajduje się znaczna większość miejskich atrakcji. Biorąc pod uwagę to oraz nasz plan wyjazdów zdecydowałyśmy się na nocleg w połowie drogi, który był zarówno przystępny cenowo jak i idealny jako baza wypadowa. Hotel Brianza znajduje się zaraz przy Parku Giardini Pubblici Indro Montanelli. Aby dojść z niego zarówno do ścisłego centrum, jak i do dworca potrzebny był tylko kwadrans. Obsługa hotelu była bez zarzutu, zawsze bardzo pomocna, a rozmowa po angielsku nie sprawiała żadnego problemu. Czystość, która w obecnych czasach jest tak ważna, również była na najwyższym poziomie. Dodatkowym plusem okazała się 24-godzinna recepcja.
Dworzec w Mediolanie
Mając przed sobą cały dzień intensywnego chodzenia zaplanowałyśmy trasę tak, aby była najbardziej ekonomiczna pod tym kątem. Chciałybyśmy ją Wam zaproponować oraz dać wskazówki, które mogłyby ją jeszcze bardziej uatrakcyjnić.
Na pierwszy ogień poszła Qadrilatero della moda, czyli niewielki skrawek miasta z masą eleganckich sklepów, a także ekskluzywnych kawiarni. Wybrałyśmy się tam znacznie przed ich otwarciem, co nam wcale nie przeszkadzało w window shoppingu. Przeszłyśmy się główną ulicą Monte Napoleone, przy której zakupy możecie zrobić u Dior’a, Cartier’a czy Prady. Przyglądając się szokująco pięknym i drogim zawartościom witryn udałyśmy się na Piazza del Duomo. Tam podziwiałyśmy fasadę Katedry, którą miałyśmy okazję odwiedzieć poprzedniego dnia. Serdecznie polecamy zwiedzanie w późnych godzinach popołudniowych, gdyż brak kolejki, a tym samym niewielka ilość osób w budynku wspiera płynne zwiedzanie. Wnętrze katedry autentycznie zwala z nóg. Przyczyniają się do tego głównie ogromne witraże, przez które sączą się leniwie promienie słoneczne. Jest to praktycznie jedyny kolorowy element w całym wnętrzu, który kontrastuje z masywnymi, kamiennymi kolumnami. Pięknie rzeźbione sklepienie krzyżowo-żebrowe nadaje budowli delikatności i lekkości. Całość wprawia w zdziwienie laików budownictwa zadających sobie pytanie jak taka budowla mogła powstać w odległych nam czasach. Omijając Katedrę weszłyśmy do Museo del Novecento. Jest to muzeum sztuki współczesnej, w którym możemy znaleźć dzieła artystów takich jak Picasso, Boccioni, Warhol oraz bardziej eksperymentalną sztukę: wypchaną zebrę, rzeźby w postaci prętów wystających z podłogi, sufitu, a także instalacje wprowadzające nas w świat iluzji. Wejście kosztowało nas 5 euro z racji bycia studentkami, ale jest możliwość wejścia również za darmo w pierwszą niedzielę miesiąca. Pełna cena to 10 euro. Po zwiedzeniu całej wystawy przeszłyśmy przez plac w kierunku Galerii Wiktora Emanuela II. Przyciągnęły nas tam przepiękne sklepienia oraz zdobienia na fasadach, a o posadzkach nie wspominając. Korzystając z okazji wstąpiłyśmy do kawiarni Marchesi na pyszną kawę oraz trochę słodkości. Gdyby Tiffani serwował u siebie takie dobrocie to właśnie tak wyobrażałabym sobie śniadanie u niego.
1. Wnętrze Katedry Duomo St. Maria Nascente di Milano
2. Jeden z eksponatów w Museo del Novecento
3. Galleria Vittorio Emanuele II
4. Kawiarnia Marchesi na piętrze w Galerii
Po naładowaniu baterii przeszłyśmy się do dzielnicy Brera. Tutaj znajdziecie kilka fajnych vintage shop’ów oraz masę urokliwych restauracji. W jednej z nich zjadłyśmy kolację i byłyśmy zachwycone z jedzenia oraz przemiłej obsługi. W Tavernie Del Borgo Antico miałam po raz pierwszy okazję spróbować białej pizzy. Różniła się ona znacznie od klasycznej, jednak mam wrażenie, że o wiele bardziej trafiła w mój gust. Obiad dla dwóch osób kosztował nas 40 euro. Zanim jednak mogłyśmy delektować się włoskim jedzeniem miałyśmy przed sobą kilka ważnych punktów. Jednym z nich była Pinakoteka Brera. Okazało się jednak, że aby wejść do muzeum w czasach pandemii należy zarezerwować bilet z dwutygodniowym wyprzedzeniem. My wtedy nawet nie wiedziałyśmy, że będziemy lecieć, więc było to trudne do zrealizowania. Jednak Wy, chcąc obejrzeć dzieła renesansowych malarzy pamiętajcie, żeby zaplanować swoją wizytę. Sam budynek jest warty obejrzenia, więc nawet jeżeli nie dacie rady zamówić biletów to i tak polecamy Wam odwiedzić Pinakotekę. Póki co bilety są darmowe, z okazji ponownego otwarcia muzeum, a przed nim w każdy wtorek odbywa się pchli targ. Wystawcy okupują teren do 18.00, więc jeżeli chcecie znaleźć jakąś perełkę to z pewnością wystarczy Wam na to czasu. Mi bardzo podobały się zapalniczki amerykańskich żołnierzy z czasów wojny w Wietnamie. Było to bardzo ciekawe znalezisko, ale niestety równie drogie. Po obejściu Brery przeszłyśmy się do Parku Sempione, do którego wejście prowadzi przez Zamek Sforzów. Jest to średniowieczna, ceglana budowla z suchą fosą i licznymi basztami. W jej wnętrzu znajdują się dwa muzea – sztuki dawnej oraz galeria obrazów. Na głównej osi odchodzącej od bramy napotkamy łuk triumfalny. Obszar pomiędzy tymi dwoma obiektami jest wypełniony zielenią, wodą oraz urokliwymi zakamarkami. Znajdziemy tam nawet scenę plenerową oraz akwarium.
1. Dziedziniec Pinakoteki
2. Zamek Sforzów
3. Park Semione z widocznym w oddali Łukiem Triumfalnym
4. Restauracja Taverna Del Borgo Antico
Wieczór spędziłyśmy we wspomnianej już wcześniej Tavernie Del Borgo Antico racząc się pysznym jedzeniem i winem, które otrzymałyśmy w ramach Milano Wine Week 2020. Rozmawiałyśmy m. in o tym co najbardziej zaskoczyło nas w Mediolanie. Po pierwsze była to bardzo dobra znajomość angielskiego. Porównując nasze poprzednie doświadczenia z Włochami, język obcy nie był ich mocną stroną. Natomiast tutaj - praktycznie od razu witano nas po angielsku. Było to trochę przykre, bo chciałam poćwiczyć swoje umiejętności językowe. Druga kwestia łączy się z pandemią. Pomimo braku nakazu noszenia maseczek na zewnątrz praktycznie wszyscy mieli je założone. Było to miłym zaskoczeniem, zważywszy na podejście Włochów do życia - beztrosko i na luzie. Obie czułyśmy się bardzo bezpiecznie. Ciągle, czy to w muzeach, czy restauracjach, mierzono nam temperaturę i proszono o dezynfekcję rąk. Kilka razy wypełniałyśmy nawet kartę pobytu. Dodatkowo upewniłyśmy się dlaczego Mediolan jest określany mianem stolicy mody. Faktycznie spora część osób na ulicach ubierała się u drogich projektantów. Prada tu, Gucci tam, nieco dalej Chanel. Uwierzcie, ciężko było tego nie zauważyć. Jednak na drugim biegunie, przy stopach obutych w designerskie buty żebrali bezdomni. Z rana i wieczorem każdy chodnik i placyk okupowali biedni ludzie. Trudno było patrzeć na tak głęboki kontrast pośród klas społecznych.
Tym jakże optymistycznym akcentem musimy zakończyć nasze włoskie wakacje. Była to bardzo inspirująca podróż i stawiająca przed nami wyzwania, głównie w sferze psychicznej, zważywszy na pandemię COVID-19. Cieszę się, że pomimo anulowania innych podróżniczych planów, udało się polecieć do Włoch i poznać kolejne oblicze tego kraju.
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
Commentaires